AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Blood + Victorians


Czytano: 4738 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Jest jedno, jedyne, litościwe i naprawdę najłagodniejsze określenie na opis tego wydarzenia: fiasko organizacyjne. Okej, przyznaję, nasza praca w dużej mierze polega na recenzjach muzycznych – ale koncerty to już cały event i tak też należy go traktować. Wszystko się liczy – wygląd sceniczny, energia przekazywana/wyzwalana w publiczności, zachowanie artystów, poziom tworzonej muzyki i jej wykonania. No i oczywiście ogarnięcie samych organizatorów imprezy, również tzw. tour managerów, odpowiedzialnych między innymi za promocję danej kapeli na kraje, w których chcą wystąpić. Jestem świadoma, że nie każdy musi znać nasz kraj i obyczaje w nim panujące, ba! można założyć, że środowisko gotyckie (a przynajmniej jego część) będzie miało – kolokwialnie rzecz ujmując – wyluz na wydarzenie, jakim są święta Wielkiej Nocy, ważnych dla kilku znamiennych odłamów religii chrześcijańskiej. Z polskiego na polski: w Wielką Sobotę koncertów nie organizujemy, bo w tym kraju ludzie po prostu mogą nie przyjść. Nie ważne, czy ktoś biega do świątyń, to jest jego osobista sprawa – ale mimo wszystko to pretekst do odnowienia/zaciśnięcia więzi rodzinnych, na które żadna religia nie ma takiego wpływu, jaki chciałaby mieć.
Nic więc dziwnego, że pod sceną hulało – w szczytowym momencie – całe trzydzieści sześć osób. Dołączając załogę Progresji (w tym dźwiękowców, barmankę i pana z szatni) i naszą redakcję być może z pięćdziesiąt by się uzbierało. Większość z Was na pewno wie, jakie możliwości ma klub Progresja i jak najczęściej wyglądają organizowane przez nich koncerty. Cóż, tu było dokładnie na odwrót. Ale nie trzeba szukać winnego.



Wierne fanki o średniej lat piętnastu dzielnie ubezpieczały barierki. Super sprawa, do dziś z chęcią zrobiłabym to samo na niektórych kapelach, więc rozumiem, cenię i niech się Bloodzi cieszą, że tak oddanych fanów mają.
Wyszedł support – Victorians, polski zespół o wannabe-wiktoriańskim wyglądzie, który był całkiem miły dla oka. W warstwie muzycznej również nie było źle, klimat coś pomiędzy Nightwishem a Within Temptation, przynajmniej w wokalu – dla niewprawnego ucha mógł być ciekawy, mógł się podobać, jednak jeśli znalazłby się ktoś znający na emisji głosu mógłby zauważyć, że albo wokalistka jest baaaardzo zdolnym samoukiem, albo studentką którejś z akademii muzycznych, której nie za bardzo chce się chodzić na zajęcia. Jeśli to ma być wokal rockowy/metalowy/whatever to był zbyt operowy, a jeśli operowy – operowy za mało ;) Po kliku utworach zrobiło się monotonnie. Tym niemniej w warstwie muzycznej – może harmonia nie była zbyt wyszukana - ale panowie gitarzyści bawili się świetnie i nawet udało im się w pewnym momencie zarazić zgromadzoną publiczność. Czyli jak mówię: bardzo zdolni amatorzy z wielkim sercem do tego, co robią lub muzycy, którzy mają dobry pomysł, ale powoli tracą sens tego, co robią. Tak poza tym klimat był bardzo spójny, co również się chwali.
No i Blood... na niektóre rzeczy należy spuścić zasłonę milczenia. To rzeczy przykre i dosyć niewygodne dla zespołu, więc ograniczę się do komentarza muzycznego - dobra energia, niesamowicie charyzmatyczny wokalista, sceniczny wygląd kapeli oszałamiający, koncert ogólnie: bardzo dobry. Gdyby tylko gitarzyści mieli podłączone instrumenty... Dobrze, kończę, bo się rozkręcę. Poza tym muzyka japońska charakteryzuje się niesłychaną melodyjnością, co pięknie było słychać właśnie w wokalu.
Konkluzja: tylko dla fanów gatunku z dużą tolerancją na osobowościowe dziwactwa. Chłopcy tak bardzo wczuli się w odgrywane przez siebie "role", że przez chwilę zatracili pokorę, którą KAŻDY muzyk MUSI posiadać, skoro jego życzeniem jest nieustanne wychodzenie przed tłum, zachwycanie, etc. etc. "Ociekający zajebistością" zazwyczaj nie są tak cudowni, jak o sobie myślą. Już wtedy zaczynają ocierać się o śmieszność i wywoływać uczucia w najlepszym wypadku pobłażliwości, najgorszym zaś – pogardy.
Cały czas nie rozumiem, jaki jest sens robienia koncertów po drugiej stronie globu, jeśli szacunek do słuchacza nie obejmuje nawet uraczenie go swoją prawdziwą muzyką, bycia muzykiem. To był czysty, nie wnoszący nic ciekawego w życie słuchaczy lans. Mają szczęście, że ich na to stać.

Raz jeszcze powtórzę – polecam jedynie (psycho)fanom j-rockowych klimatów.




Strony:
Autor:
Tłumacz: Ankara
Data dodania: 2012-05-06 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: