AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Apoptygma Berzerk + MonoLight


Czytano: 5170 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Czy w kręgu dark independent istnieje osoba, której złożenie dwóch słów - 'Apoptygma Berzerk' - zupełnie ze sobą nie tożsamych, lecz równocześnie doskonale dopasowanych - byłoby obce? Z pewnością nie. Muzyka Stephana Groth'a, jakkolwiek nieskomplikowaną, uproszczoną i kiczowatą niektórym mogłaby się wydawać, znalazła dosyć pokaźną grupę słuchaczy na całym świecie, bezwarunkowo gloryfikujących każde wydawnictwo artysty. Także w Polsce zespół Grotha zdążył zdobyć uznanie rzeszy fanów; którzy niewątpliwie z radością powitali wieść o aż trzech koncertach Apoptygmy w Kraju nad Wisłą. Ostatnim przystankiem na polskiej mini-trasie APOP był klub Loch Ness w Krakowie, gdzie Stephan, wspomagany przez swoich nowych muzyków, w pełnej krasie zaprezentował możliwości legendarnej (tak, ośmielę się użyć tego określenia) formacji, Apoptygmą Berzerk zwanej.

Jak na porządny koncert przystało, nie mogło się obyć bez supportu. Role zespołu rozgrzewającego przyjął wrocławski MonoLight - grupa łącząca gitarowe dźwięki z subtelnie syntetycznymi melodiami. Statyczność, akinezja i monotonia, które panowały na scenie przy okazji ich występu, okazjonalnie przerywane przez co bardziej żwawe ruchy Pana Gitarzysty, zdawały się udowadniać, iż na koncertach MonoLight w pełni polega na istocie swojej muzyki, sztukę performatywną najwyraźniej spychając na dalszy plan. Niemniej, w moim przekonaniu zespół posiada potencjał: muzycznie zaprezentowali się bardzo przyzwoicie, dowodząc, iż polska scena niezależna kryje jednostki przekazujące własną liryczno-muzyczną interpretację świata w sposób wysoce nienaganny.

Po przyjemnie krótkiej przerwie technicznej, z głośników wydobyły się pierwsze tony zwiastujące pojawienie się na scenie gwiazdy wieczoru. Oto przy akopaniamencie pierwszych dźwięków nieodzownego "Starsign", na scenie ukazał się Stefa w towarzystwie swojego zespołu, co wywołało spodziewanie entuzjastyczną reakcję publiczności, w pełni gotowej na przyjęcie potężnej dawki audio-wizualnych doznań. Od samego początku poziom energii, którą bezustannie epatował wokalista, stymulował zgromadzonych do niezwykle żywiołowego odbierania muzyki: następujące po sobie, idealnie dobrane utwory jeszcze bardziej intensyfikowały ten osobliwy stan nadmiernej euforii, właściwy prawdopodobnie jedynie koncertom i wydarzeniom im podobnym. Następny w kolejności, "Eclipse", swoim pulsującym beatem dostarczył publiczności kolejnej porcji bodźców pobudzających, przy okazji jednocząc wszystkich wspólnie odśpiewanym refrenem. Warto zaznaczyć, że w kwestii znajomości teksktów polska publika po raz kolejny spisała się modelowo, co bez wątpienia spotkało się z aprobatą zespołu. Kolejne utwory, począwszy od żywiołowego Back on Track, poprzez niezwykle dynamiczny Shadow, kończąc na odrobinę niepokojąco kiczowatym "Apollo (live on your tv)", coraz bardziej potęgowały intensywność uczuć, których ferworem przesiąknięte było powietrze w klubie, wyzwalając jednocześnie coraz większe pokłady energii u wszystkich tam obecnych. Wspomnienia wartym jest również fakt, iż Stephan nie poprzestał jedynie na spełnianiu swoich wokalnych obowiązków, lecz także ukazał fanom swoją nieco gawędziarską stronę, przytaczając krótkie anegdotki (uwagi godne jest błyskotliwe skojarzenie nazwy pewnej marki polskiego piwa z macierzystą wytwórnią zespołu). Następnie nadeszła pora na moment absolutnego muzycznego ukojenia: kiedy z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki "the Kathy's Song", czas pozornie zatrzymał się w miejscu, a ludzie, całkowicie zahipnotyzowani, ze wzrokiem utkwionym w mistrzu ceremonii i jego pomocnikach, chciwie chłonęli chwilę. Przebudzenie z tego cudownie ulotnego stanu odrętwienia nadeszło w postaci niekwestionowanego hitu "Shine On", zaś muzyczne ekstremum zostało przekroczone za pomocą mojego osobistego faworyta - "Deep Red" - utworu prostego w swej istocie, jednak niebywale pobudzającego, stanowiącego kwintesencję starego, dobrego brzmienia Apoptygmy Berzerk. Zniknięcie zespołu ze sceny, po uprzednim wykonaniu "Until the End of the World", spotkało się z ogólnym poruszeniem sali i wywołało przewidywaną reakcję werbalną publiczności, żądnej bisów. Nie dziw, że grupa, słysząc gromkie nawoływania, ponownie pojawiła się na scenie, zakańczając tę niesamowitą ucztę muzyczną "Non-stop Violence", "Unicorn" oraz remixem klasycznego już "Mourn".

Apoptygma Berzerk enigmatycznie przyciąga swoją muzyką; chociaż niewątpliwie zespół ostatnimi czasy obniżył loty, skłaniając się bardziej ku graniu konwencjonalnemu, sprawdzonemu i ugrzecznionemu, koncertowo wciąż wypada nad wyraz dobrze. Będąc laikiem stwierdzę, że nagłośnienie nie nastręczało większych problemów słuchaczom; oświetlenie z kolei stanowiło idealne dopełnienie poszczególnych utworów - nie sposób odnaleźć praktycznie żadnych negatywów tego występu. Śmiem twierdzić, że nie tylko mnie koncert pozwolił odkryć twórczość Apoptygmy Berzerk na nowo, powtórne doceniając kiedyś ukochane kompozycje. Natenczas jednak pozostaje nam uzbroić się w cierpliwość i oczekiwać kolejnego muzycznego spektaklu charyzmatycznego Grotha i jego świty.

Setlista:
Starsign (long intro)
Eclipse
Back on Track
You keep me From Breaking Apart
In This Together
Mercy Kill
Shadow
Love Never Dies
Burning Heretic
Apollo

Bizarre Love Triangle (skipped)

Kathy's Song
Shine On
Deep Red
Asleep or Awake (skipped)
Until the End of the World

Non-stop Violence
Unicorn
Mourn (Mesh remix)

Bitch (skipped)

Strony:
Autor:
Tłumacz: murd
Data dodania: 2010-12-24 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: