AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Nine Inch Nails - Year Zero


Czytano: 9070 razy

50%


Wykonawca:

Galerie:

Katalog płyt:
Ostatnie tematy na forum:

Od czasu wydania "With Teeth" minęły zaledwie dwa lata, tymczasem już dostajemy zupełnie nowy materiał studyjny. Strasznie szybko, nie? Przedtem jednak mieliśmy możliwość pobawienia się w bardzo pomysłowej kampanii reklamowej promującej "Year Zero". Otóż Trent Reznor postanowił powrócić do konwencji concept albumu - "płyta z łapą" to pesymistyczna wizja Ameryki roku 2022, która zdaniem naszego maestro, przy utrzymaniu aktualnych rządów w jego państwie, ma bardzo wysokie szanse na urzeczywistnienie. W 2022 roku rząd kontroluje na każdym kroku amerykańskich obywateli, zatruwa wodę pitną tajemniczym narkotykiem o nazwie parepin (który sprawia, że ludzie stają się podatniejsi na manipulacje, a także niekorzystnie wpływa na potencję, by zmniejszyć liczbę urodzeń), planeta została całkiem wyniszczona ciągłymi wojnami, a cała sytuacja stała się tak okropna, że wywołała nawet boską interwencję w postaci ogromnej łapy - znanej szerzej jako The Presence - schodzącej z nieba w co ciekawszych momentach. Alternatywna rzeczywistość wykreowana przez Reznora przyjęła taki rozmiar, że trudno byłoby ją przedstawić tylko na jednej płycie - dlatego "Year Zero" stanowi pierwszą część dylogii, Trent nie wyklucza nakręcenia serialu osadzonego w uniwersum, a całość promowała naprawdę wymyślna kampania firmy 42 Entertainemnt, w pełni zasługująca na miano reklamy XXI wieku. Na czym polegała? Otóż za pomocą kilkudziesięciu spreparowanych stron internetowych wykreowano swego rodzaju alternatywną rzeczywistość, mającą pozwolić zagłębić się w świat roku 2022. Adresy stron ukrywane był na sprzedawanych podczas trasy koszulkach, w zapisach spektrograficznych utworów, które ludzie znajdowali na pendrive'ach w toaletach podczas koncertów, a nawet na billboardzie w Londynie. Schiza totalna, chociaż do najbardziej odjechanych akcji z pewnością należało spotkanie społeczności Art Is Resistance (ruchu oporu działającego w świecie "Year Zero") w Los Angeles, na którym zespół sprawił fanom koncert-niespodziankę, przerwany nagle przez wkroczenie antyterrorystów (oczywiście wszystko było wyreżyserowane). Cała zabawa w odnajdywanie nowych stron i rozwiązywanie tajemnic wykreowanego przez Trenta Reznora uniwersum zjednoczyła fanów z całego świata, a słynne forum Echoing The Sound autentycznie pękało w tamtym czasie w szwach. Po TAKIEJ kampanii promocyjnej trudno się dziwić, że oczekiwania co do materiału muzycznego urosły do jeszcze większych rozmiarów. Jakie więc jest to całe "Year Zero"? Elektroniczne i dość minimalistyczne. Gitary odgrywają tu marginalną rolę, bardziej liczą się odjechane, noise'owe dźwięki, które "psują" każdy utwór. Płyta jak zwykle wyprodukowana jest rewelacyjnie, ale daleko jej do bogactwa brzmieniowego "The Downward Spiral" czy "The Fragile" - bliżej do ascetycznych aranżacji z "With Teeth". Najbardziej z tą płytą kojarzą się "The Beginning Of The End" (trochę przypomina "The Collector") i "The Warning", absolutnie najgorszy utwór albumu, oparty o prosty, przeciągany riff gitary. Reznor często cytuje siebie samego - "Hyperpower!" to bardziej wściekły "Pilgrimage" w apokaliptycznych klimatach, pod koniec "Survivalism" pojawia się solówka gitarowa, wygrywająca motyw kończący "Closer" (sam utwór zaś to skrzyżowanie "Wish" z "The Hand That Feeds"), a partia fortepianina w "Zero-Sum" to odrobinę zmieniona melodia z "Right Where It Belongs". Poza tym kawałki są potwornie schematyczne - każdy zaczyna się od elektronicznego beatu, potem zwrotka, refren, zwrotka, refren i noise'owa solówka, która na ogół jest najciekawszym elementem utworu. W porównaniu do tego, jakie pomysły miał w przeszłości Trent Reznor na urozmaicenie swoich kompozycji, można naprawdę odnieść wrażenie, że tym razem mu ich zabrakło. Mimo, iż pojawiają się tu utwory, jakich wcześniej w twórczości NIN nie było: "Me, I'm Not" to transowy trip hop spod znaku Massive Attack, "God Given" i "Capital G" - najbardziej popowe kawałki w historii zespołu, a "The Great Destroyer" - zapowiadający się z początku na bardzo fajny, gitarowy przebój - urywa się zaraz po drugim refrenie i przechodzi w IDMową solówkę, której nie powstydziłby się Aphex Twin. Skoro wspomniałem już "Capital G", warto nadmienić, że Reznor na "Year Zero" zaczął zupełnie inaczej śpiewać. Wręcz melodeklamować - najwidoczniejsze jest to właśnie w tym kawałku: Rezzo rapuje z nadętą manierą, mogącą wywołać skojarzenia z niejakim G. Bushem. Tak naprawdę zaśpiewany jak za dawnych czasów jest tylko "In This Twilight" - piękna apokaliptyczna ballada, będąca w połączeniu z poruszającym "Zero-Sum" - jakby ostatnią rozmową telefoniczną w historii tego świata, połączoną z gospelowym zaśpiewem "Shame on us / For all we've done / And all we ever were / Just zeros and ones" - doskonałym zwieńczeniem historii, godnym krążka Nine Inch Nails. W ogóle "Year Zero" staje się naprawdę ciekawe dopiero na poziomie 11-tego tracka - to w "Meet Your Master" pojawiają się chwytliwe noise'y, połączone z "więdnącymi" skrzypcami, to wśród tych utworów pojawiają się dwa instrumentale - bujający "The Greater Good" i fortepianinowy "Another Version Of The Truth", nie pozostawiający żadnej nadziei na przyszłość naszego świata. Z pierwszej połowy albumu najbardziej wpada w ucho "The Good Soldier" - sympatyczna, "cymbałkowa" balladka o wątpliwościach żołnierza, którą spokojnie mogłaby sobie podśpiepywać w Iraku armia amerykańska (zamiast "Fire Water Burn"..). I tu się właśnie objawia największa bolączka tego albumu - o ile jeden refren "The Hand That Feeds" był do strawienia, o tyle cały album poświęcony współczesnym rządom Ameryki zdecydowanie nie jest tym, czego oczekuję od Nine Inch Nails. "Year Zero" naprawdę może się podobać, z tymże pośród tych nowoczesnych, upolitycznionych piosenek zabrakło uczuć. A do tej pory był to znak firmowy NIN. Więc niech Trent Reznor kończy szybko tę zabawę w zmienianie świata prezentując mu pesymistyczną wizję skutków naszego aktualnego postępowania i dostanie jakiejś osobistej depresji, bo najwyraźniej jest mu ona niezbędna do nagrywania genialnych albumów.

Tracklista:
1. Hyperpower!
2. The Beginning of the End
3. Survivalism
4. The Good Soldier
5. Vessel
6. Me, I'm Not
7. Capital G
8. My Violent Heart
9. The Warning
10. God Given
11. Meet Your Master
12. The Greater Good
13. The Great Destroyer
14. Another Version of the Truth
15. In This Twilight
16. Zero Sum 
Autor:
Tłumacz: alucard
Data dodania: 2009-02-06 / Recenzje muzyki


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: