AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Wywiad z Diary Of Dreams


Czytano: 7878 razy


Wykonawca:

Galerie:

Katalog płyt:
Ostatnie tematy na forum:

Rozmowa z Adrianem Hatesem o "Ego:X", nowym albumie Diary Of Dreams.

Czym różniła się praca nad "Ego:X" od produkcji poprzednich albumów?

Praca nad każdym albumem różni się od produkcji innych. Zawsze jesteśmy skłonni do odkrywania siebie na nowo, chcemy być pewni, że motyw przewodni każdej płyty będzie najlepszym z możliwych. Czasami koncepcja wymaga pewnego wycofania i skupienia na działaniu, czasem niezbędne jest odnalezienie nowych powiązań i inspiracji, by znaleźć odpowiednią muzyczną wizję. Praca nad "Ego:X" była mozolnym skupianiem się na szczegółach. Każdy miał swoje obowiązki, dodatkowo zaprosiliśmy kilku gości, którzy znacznie wzbogacili album swoją obecnością. Nigdy nie mieliśmy aż tylu ludzi pracujących nad albumem i nigdy wcześniej nie używaliśmy tak dużej ilości instrumentów akustycznych. Chyba właśnie dlatego "Ego:X" nauczyło mnie więcej niż każdy inny album, mnie i całe Diary Of Dreams.

Co było powodem opóźnień i kilkukrotnego przekładania terminu premiery albumu?

Wiele razy musiałem decydować, czy chcę by album pozostał taki, jakim był w danym momencie, czy też zmienić go zgodnie z wizją, która akurat przyszła mi do głowy. I zazwyczaj dochodziło do zmiany właściwie całego albumu w oparciu o nowe pomysły. Czasem oznaczało to pracę od początku, nagrywanie na nowo wokali, gitar, perkusji i basu. Było to oczywiście bardzo czasochłonne, ale dla mnie - dla nas - to było coś, czego album potrzebował i co teraz świadczy o jego charakterze i wyjątkowości. Największe "ego" w tym albumie nie należało do człowieka, lecz do samej płyty!
Z bardziej pragmatycznego punkt widzenia, większa ilość osób pracujących nad albumem wymagała dłuższego planowania i produkcji, niż zakładaliśmy.

"Ego:X" to album koncepcyjny. Jaka jest jego historia?

Album opowiada historię X, który rozpoczyna drogę przemiany. Powoli żegna się ze swoim dawnym życiem i zmienia je na coś nowego. Tęsknie spogląda w przeszłość i jednocześnie ma duże nadzieje na przyszłość; jest rozczarowany i zraniony, bezsilny i zdezorientowany. Ponad wszystko jednak nienawidzi swojej sytuacji i pragnie poczuć w sobie siłę. Jego postanowienie jest oczywiste – jednak ta decyzja wymaga przebrnięcia przez czeluście emocji, wspomnień i lęków. Wywiązuje się walka pomiędzy dwiema równorzędnymi osobowościami, w której wygraną jest zmiana. To ostatni zryw przed poddaniem.

To jest zupełnie fikcyjna opowieść, czy ma podłoże autobiograficzne?

Nasze albumy zawsze łączyły prawdę i fikcję, rzeczywistość i fantazję. Dzięki temu, mogę umieścić w nim elementy autobiograficzne i dać czytelnikowi/słuchaczowi szansę na identyfikowanie się z naszymi słowami. Poza tym, nie lubię jednowymiarowej literatury. Jeśli ta niecodzienna metoda pozwala stworzyć jakąś więź pomiędzy tym, kto pisze tekst a tym, kto go czyta lub słucha, to naprawdę świetnie. Życie zmienia ludzi, a ludzie zmieniają życie. Ten cykl jest jedną z rzeczy, od których X chce uciec. Chce wyrwać się ze swojej orbity i stworzyć dla siebie nowy świat. Nie mówię, że to nie jest marzeniem wielu ludzi, ale wydaje mi się, że niewielu tak naprawdę ma odwagę zrobić krok ku temu. Towarzyszymy mu w tej podróży. To kuszący proces zmiany, podróż przez wyrzuty sumienia, wspomnienia, strach, złość, szczęście, pewność siebie, nadzieję i izolację.

Jak doszło do współpracy z Amelią Brightman? I jak się czułeś śpiewając swój pierwszy duet?

Przyjaciel przedstawił mnie Amelii kilka lat temu. Od tego czasu utrzymywaliśmy kontakt, spotykaliśmy się przy okazji koncertów w naszych rodzinnych miastach i rozmawialiśmy o muzyce, muzycznych marzeniach i wizjach. Dość szybko wpadliśmy na pomysł duetu na nowym albumie. "Push me" było oczywistym wyborem, ponieważ utwór jest nietypowy i przepełniony niezwykłą atmosferą, pozostawia dużo miejsca na wspaniały wokal Amelii. W końcu Amelia przyjechała, by spotkać mnie i Gaun:A i spędziliśmy kilka dni planując jej wokalne wstawki i nagrywając je. Współpraca była dla nas świetnym doświadczeniem. Amelia jest niesamowicie utalentowaną i kreatywną artystką i wokalistką, a także fascynującą osobą.

Jak doszło do współpracy z Martinem Kesslerem, aktorem, który dubbinguje po niemiecku gwiazdy takie jak Vin Diesel czy Nicolas Cage? Jaka jest rola jego głosu na płycie?

Poznałem Martina Kesslera w bardzo niecodziennych okolicznościach. Niestety, nie mogę dokładnie powiedzieć jak to się stało, bo wielu by spróbowało tego samego! Tak czy inaczej, jego głos ma dokładnie taki tembr, wszechstronność i różnorodność, jakiej chcieliśmy dla X. Martin zgodził się na użyczenie nam swojego głosu, ale tu właśnie zaczęły się problemy: to było niemalże niemożliwe wyznaczyć datę nagrania, która zgadzałaby się z jego i naszym grafikiem. Minęły miesiące i byliśmy blisko zwątpienia w to, że kiedykolwiek uda nam się znaleźć czas i Martin ostatecznie nie podłoży głosu X, gdy nagle wszystko się wyprostowało. Martin przeczytał Intro i Outro albumu, podobnie siedem przerywników/elementów (w zależności od edycji płyty, której słuchasz). Te teksty tworzą ramę całego konceptu i pomagają wyjaśnić historię X, sprawić, by była bardziej zrozumiała. Jego głos na naszej płycie był dla nas zaszczytem i wielkim krokiem naprzód.

Na płycie znalazło się sporo niemieckojęzycznych tekstów, znacznie więcej niż na poprzednich albumach. Jak do tego doszło?

To był czysto artystyczny refleks. Po pierwsze, język niemiecki jest przeważający, zwłaszcza w monologach Martina Kesslera, po drugie, brzmienie wielu piosenek zwyczajnie wymagało użycia niemieckich słów. Na koniec, język jest tylko kolejnym instrumentem. W niektórych przedsięwzięciach jest on dopasowany, a w innych zupełnie nie na miejscu.

Jak powstała szata graficzna? Kto namalował te obrazy?

Cała oprawa plastyczna nowego albumu bazuje na obrazach Gaun:A. Tworzył je miesiącami, inspirując się tekstami i częściowo muzyką nowego albumu. To nasz kolejny cykl – wzajemna inspiracja. Obrazy są różnorodne, także pod względem rozmiarów. Było dla nas niezmiernie ważnym stworzyć spójną i jednorodną koncepcję, która zaangażuje wszystkie akcepty naszej twórczości, tak jak w przypadku "Nigredo". Wszystko jest relewantne i wieloznaczne. Odnosimy się do wcześniejszych prac i motywów, oczywiście odczuwamy też zupełnie nowe impulsy i pomysły. Obrazy mają nieprawdopodobną głębię i opisują podróż, którą możemy obserwować i dokumentować za pomocą odpowiednich środków.

Kto był zaangażowany w produkcję albumu? Jaki jest aktualny skład Diary Of Dreams?

Razem ze mną nad płytą pracowali Gaun:A, Flex i Dejan. Ta trójka to stały skład zespołu, w studiu oraz na scenie. Poza tym, Daniel Myer brał udział w dopracowywaniu dźwięku. Bardzo cenię jego zaangażowanie, przebyliśmy razem długą drogę i pracowaliśmy wspólnie nad wieloma projektami. On po prostu rozumie, jak ja chcę przeżywać Diary Of Dreams i dodaje te małe wspaniałe elementy utworu, które często okazują się ostatnimi kawałkami układanki, których nam brakowało, by uznać piosenkę za skończoną. Guido Fricke okazał się być bardzo wartościowym i lojalnym doradcą w kwestiach technicznych; nadzoruje nagrania perkusji i niektórych wokali. Ponownie dołączył do nas Rainer Assmann, co powtarza się właściwie od 1994 roku, żeby ukształtować końcowe brzmienie przed ostatnim mixowaniem i premasteringiem w wykonaniu Guido Fricke.

Czy w najbliższej przyszłości planujecie więcej koncertów? Wielu fanów z zagranicy oczekuje Waszego powrotu...

Z niecierpliwością czekamy na kolejną trasę koncertową – nie możemy się doczekać, żeby zaprezentować nasz nowy materiał na żywo! Trasa zacznie się za kilka tygodni i będzie kontynuowana także w 2012 roku. Oczywiście chcielibyśmy zagrać jak najwięcej koncertów, pragniemy też wrócić do krajów, do których od dłuższego czasu nie zaglądaliśmy.

Na początku ubiegłego roku zagrałeś 18 koncertów z meteorem niemieckiej sceny muzycznej, Unheilig. Byłeś zadowolony z reakcji publiczności?

Świetnie się bawiłem – Unheilig i cała ekipa powitali nas serdecznie, a cała trasa przebiegła bardzo gładko, wzbogacając mnie o wiele doświadczeń. Uczestniczyli w niej także ludzie z Zeromancera, z którymi się zaprzyjaźniłem. Muzycznie i prywatnie, to była bardzo owocna wyprawa i naprawdę podobało mi się wychodzenie co wieczór na scenę, nie wiedząc, co się zdarzy. Myślę, że udało nam się zdobyć publiczność Unheilig i przekonać ludzi do przyjścia na koncerty Diary Of Dreams podczas trasy koncertowej.

Który utwór z nowej płyty jest dla Ciebie najważniejszy?

To jest zawsze trudny wybór, ale wydaje mi się, że "Weh:Mut" najbardziej mnie porusza. To dość trudna i z wielu względów nietypowa piosenka, ale może to jest właśnie to, co mnie w niej najbardziej pociąga. Poza tym, to był ostatni utwór, który napisałem na tę płytę, jest więc pierwszym krokiem do pożegnania z "Ego:X".

Który kawałek wymagał największego nakładu pracy?

Sporo napracowaliśmy się na "Push me", duetem z Amelią – musieliśmy nagrywać dwa wokale, używaliśmy prawdziwych strun instrumentów smyczkowych, czasem też żywej perkusji, musieliśmy dogrywać basy i gitary. Spodziewałem się ciężkiej pracy, ale nie miałem pojęcia jak skomplikowane i wymagające będzie zmiksowanie piosenki – naprawdę doprowadziło mnie to na skraj wytrzymałości. "Undividable" okazało się jednak jeszcze bardziej wyczerpujące – żadnej innej piosenki tak wiele razy nie zmieniałem i nie przekształcałem. Ale to dobra rzecz, bo teraz mogę ze spokojem podziwiać skończony utwór.
Autor:
Tłumacz: Eileene
Data dodania: 2011-08-28 / Wywiady


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: