AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Letzte Instanz + Lord of the Lost


Czytano: 4809 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Spośród koncertów granych na tournee wyróżniają się zazwyczaj dwa - pierwszy i ostatni.
Pierwszy to swoisty poligon doświadczalny. Okazja do sprawdzenia, które z nowych piosenek przypadły do gustu fanom, które trzeba przearanżować, a które usunąć z setlisty na wieki.
Ostatni ma zaś, dla kontrastu, być perfekcyjny - wszystko pracuje jak w dobrze naoliwionej machinie, repertuar ograny, muzycy u szczytu formy. Często też na finalnych koncertach możemy spodziewać się niespodzianek zgoła nietypowych - i przyznam, że na te właśnie czekałam najbardziej.

Koncert Letzte Instanz odbywający się w ostatnią sobotę października miał być takim właśnie finalnym akordem.
Owa sobota była jednocześnie pierwszym prawdziwie mroźnym dniem tej jesieni. Nie zraziło to bynajmniej fanów, którzy już godzinę przed otwarciem bram szturmowali dziedziniec berlińskiego Kulturbrauerei. Po wejściu do klubu mieliśmy kolejną godzinkę na odtajenie, a tym, którym ta godzina nie wystarczyła, z całą pewnością w odmarzaniu pomógł Chris Harms i jego koledzy z Lord of the Lost. Rockersi z Hamburga byli tego dnia w bardzo dobrej formie i - jak zawsze - świetnych humorach.

Podstawą ich setlisty były kawałki z najnowszego albumu "Die Tomorrow", plus sztandarowe utwory pochodzące z płyt poprzednich - "Dry the rain", "Break your heart", czy "Sex on legs". Szybko też zaczęły się wspominane przeze mnie wcześniej niespodzianki - w "See you soon" zamiast gitary akustycznej Harmsowi doniesiono na scenę wersję... nadmuchiwaną, w "Blood for blood" zaś pojawiło się dwóch członków Letzte Instanz. Jeden, w stroju kucharza, przemierzał scenę i smarował muzyków żółtym mazidłem, drugi skrzętnie filmował całą akcję. Panowie ponownie pojawili się w dość nietypowym utworze - mianowicie coverze "Everybody" Backstreet Boys. Trzeba przyznać, że piosenka ta przerobiona na wersję rockową - z dodaną sekcją smyczkową - brzmi nadspodziewanie dobrze. Ostatnim wykonanym przez 'Lollies' utworem było "Credo", które jest swoistym hymnem wszystkich ich fanów. I tu nie zabrakło małego psikusa zgotowanego supportowi przez headlinera - w pewnym momencie, ku radości widzów, za plecami Harmsa zawisła tęczowa flaga rodem z parady równości.
Po gorących podziękowaniach za wspólną trasę, żegnani brawami, muzycy zeszli ze sceny.

Po krótkiej przerwie technicznej nadszedł czas na danie główne tego wieczoru - Letzte Instanz. Bieżąca trasa promowała ich najnowszy album "Ewig". Wydany pod koniec września krążek jest trzecią częścią muzycznej trylogii, na która składają się albumy "Schuldig"-"Heilig"-"Ewig" (winny-święty-wieczny).
Ponieważ w mojej opinii najlepszym albumem jest ten środkowy, takoż z mieszanymi uczuciami czekałam na koncert którego trzonem będą utwory z części ostatniej. Zgodnie z przewidywaniami nowe kawałki zdominowały początek koncertu. Publiczność reagowała żywiołowo, widać było, że nowy repertuar przypadł oddanym fanom do gustu. Ja zaś tymczasowo skupiłam się na podziwianiu scenografii - flagi z motywem nawiązującym do okładki ostatniej płyty, dużym logotypom zespołu, oraz ciekawemu oświetleniu, które odgrywało sporą rolę w budowaniu odpowiedniego nastroju. Siedmioosobowy zespół władał sceną i publicznością, podgrzewając atmosferę z minuty na minutę. W czasie utworu 'Blind" (jeden z lepszych w mojej opinii kawałków z nowego albumu) w roli gościa pojawiła się na scenie Ria Eisblume, która śpiewa również w wersji albumowej.

Po pięknie wykonanej balladzie przyszedł czas na powrót do szybszych, starszych kawałków. Publiczność dała się ponieść takim utworom jak "Atme!", "Flucht ins Glück" czy "Ohne Dich" zagranemu w wersji akustycznej. Koncert zbliżał się do punktu kulminacyjnego - poleciał bodaj najbardziej znany utwór zespołu, balladowe "Wir sind allein", w trakcie którego dłonie fanów powędrowały do góry, układając sie w jedną falę. W trakcie kolejnego hitu 'Rapunzel' (kto pamięta bajkę o Roszpunce i jej pięknych, długich włosach?) na scenie pojawiło się znienacka pięć blondwłosych, półnagich Roszpunek. Chwila, chwila... ale od kiedy Roszpunki biegają z piwem w dłoniach, a spod ręczniczków wystają im owłosione nogi?
Ubawieni do łez widzowie bez trudu rozpoznali w "ponętnych" blondynkach muzyków z Lord of the Lost, którzy w majtkach i pończoszkach dokonali swoistej słodkiej zemsty za wcześniejsze niespodzianki. Po tym zgoła rozrywkowym show przyszedł czas na nastrojowe zakończenie. Na pożegnanie zespół wykonał piękną kołysankę "Schlaf, schlaf", w czasie której wokalista Holly przespacerował przez całą salę, by osobiście podziękować dźwiękowcom i oświetleniowcom za ich pracę w czasie całej trasy koncertowej.

Publiczność dośpiewała ostatnie wersy piosenki, po czym gorąco pożegnała brawami oba zespoły. Nadszedł czas na pamiątkową fotkę ze sceny i... zależnie od upodobań nadszedł czas wybrania się albo spać, albo na afterparty do pobliskiego Last Cathedral. Ponieważ wybrałam pierwszą opcję, takoż o afterze nie jestem w stanie już nic napisać:)
Autor:
Tłumacz: harpia
Data dodania: 2012-12-21 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: