AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
Amphi Festival 2014


Czytano: 13002 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Tegoroczna edycja festiwalu okazała się być jeszcze bardziej wyjątkowa, niż każdy z naszej radosnej gromadki mógł domniemać. Po pierwsze Amphi Festival obchodził swoje dziesiąte urodziny, stąd można się było spodziewać tłumów – 16 000 fanów zjechało się do Tanzbrunnen w Kolonii, aby wspólnie cieszyć się tym faktem przy specjalnie dobranym line-upie. Przewidywalne również był specjalne gadżety i upominki związane z rocznicą, jak koszulki, pocztówki, smyczki i przypinki. Niespodzianki pojawiły się dwie: pierwszą było miłe udogodnienie; naprzeciw głównej sceny znajduje się mała, nazwijmy to wysepka, na której corocznie była kopalnia odzieżowych skarbów, tym razem sklepy zostały rozłożone po pozostałej części festiwalu, a ten sympatyczny skrawek stał się świetnym punktem do usadzenia swoich czterech szanownych w towarzystwie napitków, zapitków oraz przekąsek z widokiem na scenę:). O drugim zaskakującym punkcie dowiedzieliśmy się już po powrocie do domu, że była to ostatnia impreza w tej lokalizacji. Najprawdopodobniej niczego by to nie zmieniło w samym uczestnictwie w weekendowej zabawie, jednak zawsze to jakaś zmiana budząca ciekawość. W odpowiedzi na pytanie jak to będzie pozostanie nam jeszcze trochę poczekać, dlatego powróćmy do tu i teraz.

Call Ships to Port 2

Druga odsłona imprezy na pokładzie MS RheinEnergie cieszyła się niemniejszą popularnością od swojego debiutu, bilety rozeszły się jak ciepłe bułeczki. W tym roku organizatorzy poza dodatkową impreza otwierająca festiwali przygotowali także coś ekstra na zamknięcie, na udało się dostać na przedsmak wszystkiego, czyli Call Ships to Port 2. Zgodnie z programem o wyznaczonej godzinie ruszyliśmy w mały rejs Renem. Zanim główne atrakcje wieczoru wejdą na scenę, warto było chwilkę pozwiedzać i nacieszyć oczy niecodziennymi widokami. Przed nami pobudzające wyobraźnię malownicze obłoczki i panorama miasta z perspektywy rzeki. Zwiększone poruszenie pośród współzałogantów było sygnałem do zejścia na dolny pokład, gdzie na scenie rozgrzewał się już Agonoize, w zastępstwie Suicide Commando, którzy musieli odwołać występ.

Podczas tego koncertu doszłam do wniosku, iż Chris L. bez swojej krwawej oprawy scenicznej wypada trochę smutno. Oczywiście muzyka się obroniła, publiczność była porwana wraz z dźwiękami "Bis das Blut gefriert", jednak charakterystyczne dla Agonoize jest czymś w rodzaju spoiwa w ich koncertach.  Drugą gwiazdą imprezy był zespół Project Pitchfork. Tegoroczne wydanie Amphi było szczególne dla fanów tej formacji, gdyż mieli dwukrotną okazję do usłyszenia ich na żywo. Z tej okazji na koncert na statku składał się wyjątkowy set – " The Early Years". Specjalnie dobrane utwory z pierwszych albumów zespołu, w tym: "Lam-'Bras", "Alpha Omega " i zagrany na koniec "Blood-Line (Never)".  Całość w bardzo pozytywnej atmosferze, zwłaszcza na malutkiej scenie, dającej dodatkowe poczucie bliskości na linii zespół – widownia.

Sobota

Zaszczyt otwarcia jubileuszowego Amphi przypadł w udziale belgijskiemu projektowi The Juggernauts. Duet jest w trakcie pracy nad swoim debiutanckim krążkiem, pod czasu występu dołożyli maksymalnych starań by była to niezapomniana inauguracja festiwalu, co było widać zarówno po wokaliście jak i coraz liczniej gromadzącą się publiczność. Pierwszym wykonawcą drugiej festiwalowej sceny w Staatenhaus był pochodzący z Niemiec Phosgore. Cieszą się coraz większą popularnością w klubach. Mieli do dyspozycji 40 minut i wykorzystali je maksymalnie, dając publiczności mocny, dynamiczny set, przy którym mało, kto był w stanie ustać w miejscu. Szybki powrót na główną scenę, gdzie niebawem wystąpi She Past Away. Tydzień wcześniej miałam okazję zobaczyć ich na Castle Party i tutaj byłam tak samo nimi oczarowana. Minusem było nagłośnienie, jeden wokal było lepiej słychać, drugi jak by ginął w tle, także akustycznie wygrywa Bolków;). Dalej program się zagęszczał na tyle, ze niemożliwym było zobaczenie koncertów na obu scenach od początku do końca, stąd albo wybierasz jeden występ kosztem drugiego albo biegasz jak królik od sceny do sceny;). Tym sposobem próbowałam się trochę rozdwoić, aby zgubić jak najmniej z obszernego line-upu. Przekrój przez wiele gatunków muzycznych nie pozwalał mi się nudzić, na co ciekawszych lub bardziej preferowanych zespołach zatrzymałam się na dłużej.

Począwszy od Centhron, klasyczny już zestaw od Clan of Xymox, rockowe uderzenie od Lord of the Lost dotarłam do muzycznie skrajnych sobie Zeromancer i Corvus Corax. Obydwa zespoły emanowały świetną energią i kontaktem z publicznością, która wraz z wokalistami śpiewała ulubione kawałki.  Jednak pod względem widowiska odziani w skóry, grający na najróżniejszych instrumentach, mediewalni Corvus Corax nie mają sobie równych.  Najlepsza i największa biesiada w całej Kolonii! Impreza dopiero nabiera tempa, przed nami kolejne dwie dynamiczne bomby muzyczne. Aesthetic Perfection na małej scenie i Hocico na głównej.  W trakcie obu koncertów, którym nic nie można było zarzucić ponownie naszły mnie pytania jak to jest z naszymi niemieckimi sąsiadami; że tak ciężko wykrzesać z nich trochę więcej entuzjazmu pod sceną, gdzie tak licznie się gromadzą?  Nielicznym jak Erk się to w miarę udaje, choć przy tym, co wyprawiała polska ekipa fanów mocnego electro to większość publiczności była jak dzieci z przedszkola klaskające do swojej rymowanki;) Jednak nie czepiajmy się, każdy się bawi jak lubi i niech drugiemu też da się cieszyć.  Podobnie jak na WGT panowie z Hocico na początek i koniec koncertu zaprosili El Mariachi, zagrana, jako ostatnia "Tequila" była przysłowiowa wisienką na zaserwowanym publiczności torcie.

Następny koncert w Staatenhaus był dla mnie trochę męczący, mimo przygotowanej oprawy wizualnej w postaci tancerek z małym bondage show oraz strzelaniem z pistoletów wodnych w kierunku widowni. Thomas Rainer pod szyldem Nachtmahr to totalnie nie moja bajka, może bez wokalu byłoby ciekawiej? Kwestia gustu, w każdym razie widownia była porwana militarnym nastrojem domagając się od muzyków więcej "Boom Boom Boom".
Podczas gdy na głównej scenie grał już Blutengel, przyciągając bardzo liczną ilość słuchaczy, stąd pewnie takie opustoszenie w Staatenhaus po koncercie Nachtmahra;) Pozostałam na miejscu oczekując weterana sceny elektronicznej Dirka Ivensa. Przez 1, 5 godziny słuchacze byli w innej rzeczywistości, charakterystyczne maski i płaszcze artystów z The Klinik tylko podkreślały surową, dynamiczną i ogromnie emocjonalną twórczość. Dopełnieniem całości było ostre światło z dwóch reflektorów. W związku z ukazaniem się "The Klinik - Box (1984-1991)" setlista w większości składała się z klasycznych dla formacji utworów; od "Murder", "Hours and Hours" po "Moving Hands".

Sobotnie zmagania na głównej scenie zamknął Front 242, któremu problemy techniczne ukróciły koncert. Nie stanęło to na przeszkodzie, aby fani obdarowali ich gromkimi brawami, a robili co mogli, aby przeskoczyć techniczne zgrzyty. Niestety naprawa usterek zabrała większość czasu przeznaczonego na koncert (ponad 30 minut) i po wykonaniu 9 utworów pożegnali się z festiwalowiczami.
Wracamy na małą scenę, już tłumnie obstawioną przez wielbicieli synth- popowego brzmienia. Wywodzący się z Niemiec Camouflage nie wychodzi z wprawy. Zanim pojawili się przed fanami, zagrana została klasyczna instrumentalna wersja "The Great Commandment", po czym nastąpiło wejście smoków;) Brawa, uśmiechy i wspólny śpiew, w takim lekko magicznym nastroju upłynęło show, a dodatkowa gwiazdką był gość specjalny – Peter Heppner.
Tym sposobem dotarliśmy do ostatniej gwiazdy dnia dzisiejszego, czyli Project Pitchfork. Od samego początku zaczęli hitami "Pitch-Black" i "IO" na rozgrzewkę. Wykorzystali podwójne wejście na tegorocznym Amphi maksymalnie, podobnie jak nas zaczęły już opuszczać moce przerobowe, nawet grany "Timekiller" nie był w stanie wygrać z moim pół śpiącym stanem ;) Wniosek idziemy spać, zregenerować siły na następny dzień.  

Niedziela

Drugą turę rocznicowej edycji czas zacząć! W ramach dzień dobry koncert panów ze Słowenii – Torul. Niepowtarzalny wokal, dlatego nie czułam się zaskoczona, iż mimo wczesnej pory pod sceną było tłoczno. Setlistą był zestaw samych hitów plus nowy utwór i jedyne, co pozostało to niedosyt to trwającym pół godziny występie. Mała scena również rozpoczęła konkretnym uderzeniem od Noisuf-X, idealny zestaw dla chcących się rozruszać;). Kolejne dwa koncerty dedykowane były dla fanów gitarowego grania. Unzucht na głównej scenie, jak mało, która kapela rozruszał niemiecką publiczność swoimi najbardziej rozpoznawalnymi kawałkami: "Unzucht"’, "Kleine geile Nonne" czy cover "Entre dos tierras". W Staatenhaus nieco ciężej za sprawą, Maerzfeld. Kolejny wykonawca tej sceny to muzyczny zwrot w stronę elektronicznego eksperymentu ze słyszalnymi inspiracjami nutą lat 80 – tych. Duet Klangstabil pobudza u słuchacza wyobraźnię i silne, pierwotne emocje. Wraz ze śpiewem Borisa odbiorca zostaje przeniesiony do świata elementarnych dla człowieka wartości, co podkreśla każdy dźwięk i prostota sceniczna. Hasło "Pay with friendship" stało się naczelnym tego koncertu, dowódem uznania dla artystów były oklaski, którym końca nie było, niestety sztywny harmonogram nie pozwolił na dłuższego bisa.

Po wydobyciu się z hali postanowiłam nacieszyć pozostałe zmysły. Pierwszym celem był główny pasaż handlowy, czyli zakupowy zawrót głowy ;) Przy okazji podziwiałam szeroko rozumianą kreatywność festiwalowiczów w tworzeniu własnych kreacji. Wbrew pozorom goci egzystują nie tylko pod czarną barwą, ale to akurat doskonale wiecie sami;). Ci bardziej spostrzegawczy mogli spotkać swoich ulubionych artystów, zamienić słów kilka, czego przykładem może być moja krótka pogawędka z Danielem z Aesthetic Perfection, lekko zmęczonym po występie, ale zafascynowanym samym festiwalem, a jak stwierdził rzadko, kiedy mają okazję "być" na festiwalu, wypić piwo i pogadać bez pośpiechu:). W poszukiwaniu różnych skarbów wróciłam do Staatenhaus, gdzie także była strefa handlowa, w tym muzyczne wykopaliska z winylami włącznie oraz na końcu hali, miejsce spotkań z zespołami, akurat siedzieli panowie z Apoptygmy Berzerk podpisując fanom płyty i pozując do wspólnych zdjęć, aż miło było patrzeć na tę obustronną radochę. Chwilę później o swoim istnieniu przypomniał mi się żołądek, także wracamy na zewnątrz by zmierzyć się z problemem, co chce zjeść, a spektrum gastronomiczne dość szerokie, odnalazłam nawet sałatkę owocową! Następnym przystankiem była plaża, pięknie zagospodarowany teren z leżakami, osobnym barkiem i główną atrakcją poza oczywiście plenerem, dużymi leżankami z baldachimem i poduszkami. Gdy dotarłam do tego szczególnego punktu na głównej scenie śpiewał już Stephan Groth (Apoptygma, Berzerk), więc plaża była prawie wyludniona. Wprawiona w romantyczny nastrój widokami i dochodzącym ze sceny "Kathy's Song (Come Lie Next To Me) ", położyłam się na chwilę na poduszkach i wpatrywałam się w puszyste chmurki:).

Ostatnim wykonawcą głównej sceny był headliner festiwalu, czyli Eisbrecher. Od startu do ostatniej nuty muzycy dali z siebie 101% procent dla publiczności, która wypełniła amfiteatr po brzegi. Brawa ustawały tylko na czas wykonywania kolejnych utworów, nierzadko śpiewanych wspólnie, niesamowity power, godny zakończenia festiwalu. Ale, ale…to jeszcze nie koniec, finałowy koncert odbył się na drugiej scenie, zaszczyt zamknięcia 10 edycji Amphi należał do Lacrimosy. Tilo Wolff i Anne Nurmi trzymają swoją formę ku radości fanów, sama opuściłam halę po pierwszych dwóch utworach, zmęczenie bieganiną w upale domagało się ukojenia. I to już koniec, czy nie zaskakuje Was jak szybko mija czas, na który czekacie cały rok? Z drugiej strony na to patrząc skoro czekasz to znaczy, że warto, także nie pozostaje już nic innego jak rozpocząć odliczanie do jedenastej edycji Amphi Festival!
Autor:
Tłumacz: morrigan
Data dodania: 2014-09-25 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: