AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
3rd Out of Line Weekender


Czytano: 9224 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Sygnowany przez wytwórnię Out of Line weekendowy festiwal był jednym z najmocniejszych muzycznych punktów tej wiosny. Nic dziwnego - pod skrzydłami tej właśnie wytwórni jest wielu popularnych i utalentowanych artystów. W ciągu trzech festiwalowych nocy można było zatem zobaczyć i usłyszeć wymieszaną w dobrych proporcjach porcję rocka i elektroniki na wysokim poziomie.

Wiosenna pogoda dopisywała, więc i ekipa Alternation nieco się rozleniwiła -  z osiemnastu zaplanowanych koncertów
uczestniczyliśmy w 'zaledwie' jedenastu.

**Piątek 28.03.14**

Suicide Commando

W rytm hitowego "Bind, torture and kill" zespół żwawo wyskoczył na scenę, żeby bez zbędnych wstępów porwać publiczność do tańca. Za plecami artystów wyświetlane były wizualizacje - efektowne,  ale  muzycy nie uraczyli nas nowym ich zestawem - po staremu oglądamy ciała samobójców skąpanych we własnej krwi. Niestety, w połowie koncertu Johan niefortunnie potknął się, co zaowocowało zwichnięciem kostki. Mimo prób walki z bólem po kilku piosenkach poddał się i, przeprosiwszy widzów, zszedł ze sceny.

Combichrist

"Młoda norweska awangarda" (jak mawia żartobliwie mój znajomy) promowała wydaną zaledwie trzy dni wcześniej płytę "We love you". Po klimatycznym intro na scenie pojawił się pięcioosobowy  zespół. Najnowszym nabytkiem jest gitarzysta Eric 13, który już zdołał odczuć trudy podróżowania z CC na własnej skórze, a dokładnie na popękanych (pod wpływem koleżeńskiej miłości) żebrach.  Panowie, z zamaskowanym Andym na czele, zaczęli od niemal 'metalowego' "We were made to love you", żeby później gładko przeprowadzić widzów przez nowości i stare, sprawdzone numery.
Show wypadł bardzo dobrze - w stosunku do poprzednich tras było odczuwalnie mniej 'pajacowania' na scenie, za to więcej rzetelnego grania. Jak zwykle mocnym punktem był bliski kontakt z publicznością - już w trzeciej piosence Andy przeskoczył barierki i zniknął wśród fanów, Eric zeskoczył (w zasadzie, ze względu na żebra, zgramolił się) ze sceny, żeby z fanką z pierwszego rzędu cyknąć sobie selfie, a rzucony z widowi gorset błyskawicznie został przymierzony najbliższemu technicznemu. Combichrist nadal poraża doskonałą formą, a nowe kawałki sprawdzają się rewelacyjnie.

**Sobota 29.03.14**

Ashbury Heights

Zespół bardzo przeze mnie oczekiwany. Po zawirowaniach i perturbacjach, właśnie w czasie OOLW debiutowali z nową wokalistką. Piękną, o miłym głosie, ale... koszmarnie zestresowaną. Statyczną. Niepotrzebną(?). Niestety, koncert był jednak małym rozczarowaniem, chociaż lider dwoił się i troił za klawiszami. Może, gdyby usunął koleżankę ze sceny, poszłoby lepiej?

Chrom

Ich muzyka - powodująca drżenie ścian, wibrację parkietu i falowanie piwa w kuflu - to kawał solidnego bitu, idealnego do rozruszania widzów. Zabrakło jednak nieco sznytu scenicznego, oprawy. Nie wymagam, żeby panowie w sile wieku malowali oczka, przebierali się w mundurki, czy też tapirowali resztki włosów, ale osobiście nie lubię, kiedy artysta na scenie wygląda jak na zakupach w warzywniaku. Nie i już.
Muzycznie bez zastrzeżeń.

The Birthday Massacre

Po elektronicznych uciechach przyszedł czas na rockowego łupnia. Kanadyjczycy z TBM mają wierne grono fanów i sympatyków, których tego wieczoru również nie zabrakło wśród widzów. Charyzmatyczna, sympatyczna  Chibi oraz jej żywiołowi koledzy z zespołu dali z siebie wszystko, żeby zapewnić fanom godna rozrywkę. Ja jednak znowu pomarudzę - i to na wizytówkę zespołu, czyli słodki, infantylny wokal. Zdecydowanie szukałam pokrętełka, które umożliwiłoby mi przykręcenie opcji 'piszczeć' na rzecz opcji 'śpiewać'.

Blutengel

Sam proces stawiania  (budowania? wznoszenia?) dekoracji na scenie był już nielichą rozrywką.
Kiedy wszystkie mroczne klamoty zostały już wniesione, z boku zainstalowała się sekcja rytmiczna i smyczkowa. Muszę przyznać, że ich obecność dużo wnosiła do muzycznej strony widowiska.
A owo widowisko było jak zwykle odważne i naładowane atrakcjami - za plecami Jego Mroczności Pohla wiły się skąpo odziane tancerki, które a to wdrapywały się na tron, a to wiły prowadzone na smyczach, tudzież obdzierały się nawzajem ze skóry...tfu, przepraszam, sukienek znaczy.
Popatrzeć było na co, potańczyć było przy czym, konferansjerka Chrisa jak zwykle dowcipna.
Zmęczeni podrygami i nieludzko głodni udaliśmy się do naszych trumien, tfu, łóżek, na zasłużony spoczynek... wypoczynek, znaczy.

**Niedziela 30.03.14**

Rabia Sorda

Tym razem niedziela zdecydowanie nie wiązała się z zasłużonym odpoczynkiem. Od samego wejścia trzyosobowy skład Rabii Sordy wstrząsnął naszymi wnętrznościami (a może to ten głośnik stał za blisko...) i nie pozwolił przerwać tańca aż do końca.
Mocny początek zaostrzył tylko apetyty...

Ost+front

Jeden z zespołów, które chciałam zobaczyć "bo jeszcze nie widziałam". Wypadli - jak dla mnie - nadspodziewanie dobrze. Świetna muzyka, ciekawe pomysły na sceniczne show, niebanalni statyści, chórek, performance. Zazgrzytało troszkę na koniec, kiedy jeden z muzyków obdzielał widzów w pierwszych rzędach wódką  - moja, nienajmłodsza, sąsiadka nie miała na picie ze wspólnego kranika ochoty, więc została siłą przytrzymana i oblana. Nieelegancko, drogi zespole.

Lord of the Lost

Mocnego uderzenia ciąg dalszy. Zespół osobiście wtargał swoje klamoty na scenę, po czym ruszył na podbój uszu i serc zgromadzonych widzów. Frontman Chris najwyraźniej podleczył już uszkodzone na amerykańskiej trasie żebra (fatum jakieś?), więc skakał po scenie niczym młoda łania. W zespole debiutował (pierwszy raz w Niemczech) nowy perkusista, Tobias. Najmłodszy w zespole może się pochwalić dwudziestojednoletnim doświadczeniem w grze na perkusji, co udowodnił w popisowym solo. Hamburscy rockersi przejechali przez widzów niczym walec po miękkim asfalcie (nie zdradzając jednak nowości z nadchodzącej płyty - poleciał jedynie znany już z video "Afterlife") i odzierając ich z resztek sił przed kolejnymi koncertami.

Wesselsky

Co zrobić, jeśli twój stary zespół gra twoje stare kawałki niekoniecznie tak, jak tobie by to odpowiadało? Ano, pozbieraj paru kolegów i jedź grać te kawałki tak, jakbyś to chciał zagrać. Jak mówi Alex - "Gramy raz do roku i w tym roku jest to w Berlinie". Pan Wesselsky wraz z zespołem zaprezentowali świetny mix utworów z repertuaru Megaherz, a ja przy barierce latałam pod niebiosa. Panie Wesselsky, jest pan boski.

Staubkind

Ostatni koncert ostatniego dnia festiwalu. Czy ktokolwiek może mieć na coś jeszcze siłę?
Chyba nawet organizatorzy postanowili ukołysać widzów spokojniejszymi rockowymi klimatami.
Sala troszkę się wyludniła, Staubkind grał i grał, oczka się zamykały i zamykały...
I w takiej oto błogiej atmosferze czas festiwalu dobiegł końca.
Autor:
Tłumacz: kantellis
Data dodania: 2014-08-28 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: