AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
E-tropolis 2011


Czytano: 13530 razy


Wykonawca:

Galerie:

Ostatnie tematy na forum:

Po pełnej przygód podróży trafiłem w końcu w okolice lotniska Tempelhof, gdzie w niedalekiej Columbia-Halle i Columbia-Club miała się odbyć druga edycja E-tropolis. Pogoda dopisywała, co bardzo zaskakiwało biorąc pod uwagę, jak wyglądały w tym roku inne festiwale.

Znak do rozpoczęcia zabawy dał wszystkim industrialny Xotox ze swoim Cyberindustrial For Hyperactive People. Świetny początek electromaratonu!



01. Intro
02. Industrial Madness
03. Ewig
04. Shwanengesang*
05. Notwehr*
06. Eisenkiller
07. I Want You

* nowe piosenki

Po Xotoxie nie było za bardzo nic do roboty, bo klub dopiero otwierano, a następny koncert w hali był za 20 minut. Mimo że było niewiele osób, w hali zrobiło się nieprzyjemnie duszno i gorąco, co spotęgowało się na występie Solitary Experiments. Nie trzeba było specjalnie energicznie tańczyć, by wychodzić z C-Hall mokrym. Na szczęście później organizatorzy uruchomili klimatyzację i do końca festiwalu nie było już takich problemów.

A samo Solitary Experiments zagrało całkiem przyjemnie, jak to oni potrafią.



01. Pale candle light
02. Immortal
03. Deja vu
04. Kirlian Camera - Edges (SE-Remix)
05. Delight
06. Still alive
07. Point of view
08. Rise and fall

Po występie Solitary Experiments nadeszła pora, by odwiedzić C-Club, gdzie swój występ kończył właśnie Formalin. Klub był wielkości 1/4, może 1/3 C-Hall, czyli niezbyt wielki. Miał za to jedną niemiłą niespodziankę. Otóż parkiet schodził delikatnie w dół, ku scenie, i dwóch miejscach znienacka wyskakiwały stopnie. Bardzo zdradzieckie, gdy jest ciemno lub gdy jest ciemno i jest się pijanym.

Zwiedziwszy klub wróciłem do hali, gdzie swój występ miał zacząć Spetsnaz, czyli gratka dla fanów EBM. Ich energiczny występ w pewnej chwili został przerwany drobnymi problemami technicznymi, ale szybko usunęli usterkę i dokończyli koncert. Bardzo dobry koncert, trzeba zaznaczyć.



01. Ignorance is Bliss *
02. Between What Ifs and Might Have Beens *
03. Allegiance
04. Degenerate Ones
05. Apathy
06. Man God
07. Plaything
08. Onwards *
09. Mine *
10. Indifference
11. Faustpakt
12. True to Form *
13. Perfect Body
14. Hardcore Hooligans

* nowe utwory z nadchodzącej płyty

Następny w kolejce do występu w hali był [:SITD:], który zastępował Rotersand. Zaczęło się od bardzo dobrego Rot, a potem to już chłopaki trzymali ten sam, wysoki poziom występu.



01. The Insanity Of Normality (intro)
02. Rot
03. Rose-Coloured Skies
04. Herbsterwachen
05. Lebensborn
06. Suffering In Solitude
07. Laughingstock
08. Richtfest
09. Snuff Machinery

Niestety, nie mogłem zostać do końca występu [:SITD:], ponieważ w tym samym czasie wg rozpiski miało grać w klubie Santa Hates You. Po dwóch koncertach Project Pitchfork, które mnie rozczarowały, chciałem zobaczyć, jak Peter Spilles radzi się sobie w swoim pobocznym projekcie. Gdy wchodziłem do klubu, to akurat Jinxy i Peter rozpoczynali występ. Peter jak zwykle z umalowaną twarzą i w kilcie lekarskim.

W mojej skromnej opinii Santa Hates You wypada lepiej niż Project Pitchfork. Występ pełen energii i z charakterystyczną dla tego projektu ironią i odrobiną szaleństwa. Trzy razy na scenę wchodził przyjaciel zespołu – Don, lub, jak on to woli – psychoDonald. Najpierw miał maskę strasznego clowna, a potem pulchnego człowieka z kępką włosów na głowie. Ubrany był w kilt lekarski założony plecami do przodu oraz w rajstopy w szaro-czarne poziome paski. Don chodził i zaczepiał muzyków oraz igrał z publicznością.



01. Intro
02. Pack Your Bags Honey,We're Going To Hell!
03. Sugar & Spice
04. Your Soul's Funeral
05. Raise The Devil
06. Z.O.M.B.I.E.
07. Ego Inc.
08. Rocket Heart
09. Hexenpolizei
10. U'R Fucking It Up

Zostajemy dalej w klubie, bo na scenę wchodzi Faderhead, który razem z trzema kompanami zapewniał ciąg dalszy świetnej zabawy. Występ pełen energii, a niektórzy w pierwszym rzędzie mogli załapać się na wódkę z Faderheadem.



01. Intro
02. The Way To Fuck God
03. Zig Zag Machinery
04. Burning/Dancing
05. Electrosluts Extraordinaire
06. Vanish
07. Baby Firefly
08. Dirtygrrrls/Dirtybois
09. Escape from the Machine
10. Acquire The Fire
11. Storm Sparks Structure
12. O/H Scavenger
13. Houston
14. Destroy Improve Rebuild
15. TZDV

Front Line Assembly. Czuło się ich muzykę. Przygotowali set bardziej przekrojowy, zagrali m.in. Circuitry, Mindphaser, Resist, Prophecy, natomiast na klawiszach wspierał ich Rhys Fulber. I na FLA zaczęło się pogo, które trwało jeszcze przez dwa kolejne koncerty, a do którego mało kto chciałby wpaść.



Krótka przerwa, bo trzeba przygotować scenę pod występ Agonoize.
Ekipa techniczna położyła na deskach materiał, by Chris, wokalista Agonoize, nie pobrudził za bardzo sceny. Z góry świetnie było widać, jak rozkładają ten materiał, podesty i... dywanik z ulicą i domkami. O, podobny do tego. Na ten dywanik postawiono palnik.



Cały występ rozpoczął się od wprowadzenia Chrisa na scenę przez zakapturzone postacie. Jedna z nich miała przyrząd do znakowania z logiem Agonoize, który podgrzała na palniku i wypaliła go na piersi Chrisa. W ten sposób rozpoczęła się część pierwsza ich koncertu. Publiczność świetnie się bawiła, a z góry było widać, jak na środku ciągle robiła pogo ta sama grupa osób, co na koncercie FLA. W połowie koncertu na scenę wszedł technik, zaświecił latarką i pokazał, że należy przerwać występ. Opadła kurtyna. Zdezorientowana publiczność nie wiedziała za bardzo, co się dzieje, a z głośników było słychać piosenkę z Różowej Pantery (http://www.youtube.com/watch?v=JRL5Z1k60tg). Po chwili kurtyna opadła raz jeszcze i odsłoniła wiszącego 2 m nad sceną Chrisa wijącego się w kaftanie bezpieczeństwa i drącego się do mikrofonu. W ten sposób zaczęła się druga część koncertu, w której znalazło się obowiązkowe dla Agonoize krwawe show z rozbijaniem na głowie kulek z sztuczną krwią, zabawy nożem oraz podcinanie sobie gardła i żył, z których później tryskała sztuczna krew (o smaku soku malinowego).
Koncert Agonoize zakończyła zakapturzona postać, która wycięła Chrisowi jego twarz.

Występ Agonoize odbywał się w tym samym czasie, co koncert Haujobb w C-Club, co mnie trochę bolało, bo chciałem zaliczyć oba występy. Haujobb, który wracał po trzyletniej przerwie na scenę, zaprezentował się bardzo dobrze, zarówno wizualnie, jak i muzycznie. Zresztą, po kimś takim jak Daniel Myer i spółka, można się spodziewać tylko dobrych występów.



01. Letting The Demons Sleep
02. Subsonic
03. Renegades Of Noize
04. Little World
05. Dream Aid
06. Let´s Drop Bombs
07. Eye Over You
08. Unseeing
09. Penetration
10. More Than Us
11. Dead Market
12. The Noise Institute

Koncert Haujobb kończył granie w C-Club, gdzie za jakiś czas miało zacząć się afterparty.

Pozostało zatem iść do C-Hall, gdzie już od 15 minut na scenie szalał Johan van Roy ze swoim Suicide Commando. Jak zwykle w jego wypadku, dostaliśmy profesjonalny, dopracowany show ze świetnymi wizualizacjami oraz z miejscem na jakąś spontaniczną akcję. Na przykład Johan podskoczył do ochroniarza stojącego tyłem do sceny i wydarł mu się w ucho. Ten odskoczył jak oparzony i poszedł na drugi koniec sceny. Johan podbiegł do niego i pokazał mu rogi. Albo w przerwie między jednym kawałkiem a drugim zaczął nucić "Maria" Scootera, ale publiczność nie podchwyciła tego. Szkoda, byłoby jeszcze weselej.

Mając jeszcze 10 minut w zapasie, Johan zaczął się żegnać z publicznością i zszedł ze sceny, by po chwili znów na nią wbiec na bis, którym było See you in Hell. Zaśpiewane w duecie z pewnym szczęśliwcem z publiczności, po czym płynnie przeszedł w akustycznego Hellraisera.



01. Intro + severed head
02. Hate me
03. Death cures all pain
04. Dein herz, meine gier
05. God is in the rain [clubmix]
06. Cause of death: suicide [remix]
07. Time [2011 re:wind]
08. The perils of indifference
09. Love breeds suicide
10. Die motherfucker die
11. Bind, torture, kill [2010]
12. See you in Hell

Wydawać by się mogło, że Suicide Commando podniosło imprezę na najwyższy poziom. VNV Nation podniosło ją jeszcze wyżej, dając koncert, który spokojnie można zaliczyć do miana epickich.



A zaczęło się od problemów z ekranami. Obraz na nich nie chciał się poprawnie wyśrodkować, przez co ich występ się trochę opóźnił. Ale jak już zaczęli grać to cała C-Hall była ich. Zagrali set z gatunków the best of uzupełniony nowymi kawałkami z nowej płyty – Automatic.
Co się działo na koncercie VNV chyba najlepiej opisał Ronan - "To nie jest już koncert. To jest impreza!". Wszyscy bawili się przy znanych i lubianych kawałkach - Carry You, Standing, Tomorrow never comes, Futher, Illusion (które dedykował Sophie Lancaster), Perpetual, Darkangel, Honour, Chrome, Beloved, jak i do nowych (Control, Nova, Space & Time), a sam Ronan ciągle zachęcał do jeszcze lepszej zabawy i co jakiś czas wyłapywał z tłumu osobę, do której zwracał się bezpośrednio. Raz to był chłopak, który wg niego nie bawił się wystarczająco dobrze. Innym razem ktoś palił na balkonie i Ronan powiedział, że tam nie wolno palić. W pewnym momencie podczas wykonywania Standing podszedł do barierek i wziął od kogoś najpierw telefon, a później aparat i zaczął nagrywać koncert ze swojej perspektywy. Niestety, popis reżyserski Ronana zepsuł brak miejsca na karcie pamięci w aparacie.

A na końcu chóralne odśpiewanie Perpetual...

Nie bez powodu festiwal reklamuje się pod hasłem "Bässer! Härter! Lauter!". Zasługuje na niego. Nie ma chyba drugiego takiego festiwalu z takim line-upem, którym spokojnie można obdzielić dwa albo trzy inne festiwale. Frekwencja była większa niż rok temu i wyniosła 3800 osób, przez co momentami sprawne i szybkie przeciskanie się przez plac pomiędzy dwoma scenami było nie lada wyczynem.

I pozostaje nam czekać na kolejną edycję tego niezwykłego festiwalu. Następna, trzecia edycja E-tropolis, planowana jest na 15 września 2012 roku. Ciekawe kim będą nas kusić organizatorzy w przyszłym roku ;)

Setlisty jak zwykle zostały opublikowane dzięki uprzejmości wykonawców.

Strony:
Autor:
Tłumacz: murd
Data dodania: 2012-04-18 / Relacje


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: