AlterNation - magazyn o muzyce Electro, Industrial, EBM, Gothic, Darkwave i nie tylko
W.A.S.T.E. - Warlord Mentality


Czytano: 11933 razy

65%


Wykonawca:

Galerie:

Katalog płyt:
Ostatnie tematy na forum:

"Wow! To jest naprawdę niezłe!" - oto pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie na chwilę po przesłuchaniu nowego krążka W.A.S.T.E. Po dłuższym namyśle stwierdzam, że opinia była nieco na wyrost – owszem - "Warlord Mentality" dobrze się słucha, ale nie jest to krążek ani nowatorski, ani jakoś specjalnie oryginalny. Właściwie jest to całkiem solidny "jednostrzałowiec" - i jako takiego należy go, w moim odczuciu, odbierać.
Bardzo osobliwą cechą opisywanego materiału jest to, że właśnie do jego najlepszych momentów można mieć największe zastrzeżenia. Brzmi to dosyć przewrotnie – zgadzam się – ale takie są fakty. W zasadzie można by "Warlord Mentality", a przynajmniej jego najciekawsze punkty, nazwać zrzynką z wczesnego Combichristu – gdyż - najzwyczajniej w świece - tak brzmią - ale, co również jest bardzo osobliwe, trudno traktować to jako zarzut... Paradoksalne? Owszem!
Tak się składa, że kompozytor utworów – niejaki Vuxnut zdaje się być doskonale świadomym przestrzeni, w której się porusza - jak i również tego, że jego dokonania, w znacznej mierze, bazują na dokonaniach innych. Zdaje się, że celem albumu nie jest przecieranie nowych szlaków, ani też pozyskanie nowych fanów - celem jest zwyczajne przekazanie nowych dźwiękowych kolaży tym, którzy takie kolaże akceptują, lubią, bądź po prostu są ich ciekawi. W takiej roli "Warlord Mentality" sprawdza się idealnie.

Mój pierwszy kontakt z twórczością W.A.S.T.E. miał miejsce podczas słuchania rozszerzonej wersji "What the Fuck is Wrong With You, People?". Każdy kto pamięta "Shut up and Bleed" jest w stanie - nawet w tej chwili – zweryfikować samemu czy warto zagłębiać się w opisywany krążek. Od 2007 minęło już kilka lat, a Vuxnut ciągle to samo...
Tych, którzy wczesnego Combichristu nie znają (btw, są tu tacy?) informuję, że "Warlord Mentality" to instrumentalny (w większości) harsh EBM; na szczęście mamy tu także kilka utworów wychodzących poza tę skądinąd dosyć toporną i ograną formułę. Z drugiej strony, jak już zauważyłem wcześniej, to co najlepsze na "Warlord Mentality" budzi jednocześnie największe zastrzeżenia.

Chyba czas przedstawić ów paradoks na przykładach. Tak więc zacznę od stwierdzenia, iż na longplayu są trzy zdecydowanie ponadprzeciętne kompozycje. Mówię o numerach 3, 5 i 7. Zacznijmy od końca – czyli od "Deadface" - który stylistycznie balansuje gdzieś na granicy nosie techno i EBM-u. Wszystko byłoby ok gdyby nie to, że nagranie niemiłosiernie kojarzy mi się z SHXCXCHCXSH, na które ktoś żywcem narzucił Combichristowe "AM". Być może moje skojarzenia są z kategorii tych daleko posuniętych, ale nie potrafię w inny sposób na "Deadface" spojrzeć. Zresztą pomimo pozornie pejoratywnego wydźwięku mojego stwierdzenia – nie jest ono zarzutem, a nawet jest czymś w rodzaju pochwały. Ach ta sztuka!
Numer 5 to jedyny fragment płyty, w którym uświadczymy klasyczny śpiew. Otóż "Gone Away" został nagrany z Jamiem Blackerem z Esy, a brzmi jak... harshowa wersja "Resonanace" z ostatniej pełnoprawnej płyty FLA! I to z nałożonym wokalem! O ile wcześniejsze porównanie było dosyć śmiałe, tak to wydaje się posiadać trwałą podporę, aczkolwiek wciąż subiektywną. W każdym razie brzmi to świetnie – i tego się trzymajmy.
Ostatnia pozycja, czyli kawałek tytułowy, jest najbardziej zapadającą w pamięć kompozycją; utrzymana w klimatach ambient/harsh EBM na długo wkręca się w umysł za sprawą tajemniczego motywu wiodącego. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że gdyby całość prezentowała podobny poziom – dostalibyśmy płytę nowatorską i jednocześnie inspirującą. Jeśli instrumentalny harsh EBM ma się jeszcze rozwinąć – to zdecydowanie atmosfera "Warlord Mentality" (oczywiście utworu) jest celem, do którego muzycy poruszający się w tej stylistyce powinni dążyć. Jednak i tu nie obędzie się bez dozy lekkiej krytyki. Definitywnie nie podoba mi się wstęp do utworu – syntezator jest chyba nieco spóźniony w stosunku do rytmu, który swoją drogą również sprawia wrażenie jakiegoś połamanego. Jednak po upływie pierwszej minuty wszystko się naprawia, wciągając tym samym słuchacza w głąb równie smutnych co przepastnych (a jakże!) rozpadlin.

Podsumowanie? W zasadzie nie ma co podsumowywać – krążek jak krążek – świata nie zwojuje; jak szybko się pojawił tak szybko i minie. Jednak znajduje się na nim kilka perełek i to właśnie dla nich warto przesłuchać całość. Z kolei jeśli wczesny Combichrist do was nie przemawia – nie znajdziecie tu najprawdopodobniej nic dla siebie.

Tracklista:
01. Are We Just Animals
02. You Are Your Own Beast
03. Warlord Mentality
04. As The Empty Hours Go By
05. Gone Away feat. Jamie Blacker of Esa
06. Destroy What Destroys You
07. Deadface (Vuxnut Redux)
08. No More Feelings
09. Caveman
10. Kill Something
11. We Carry These Things Inside Of Us
12. Scream All You Want
Autor:
Tłumacz: Toshiro
Data dodania: 2017-04-04 / Recenzje muzyki


Inne artykuły:




Najnowsze komentarze: